Aktualności


Aktualności 23.12.2012
*Jak widzicie pierwszy imagin już jest, prosimy o komentarze i oceny :)



sobota, 22 grudnia 2012

Imagin - Lamczi

Czułam się sucha. Tak, dokładnie. Sucha. Jakby ktoś wyssał ze mnie wszelką radość, chęć do życia. Odkąd Matt zniknął wszystko było inne. Nie, chwilę. On nie zniknął. On umarł. A ja czasami miałam ochotę pójść w jego ślady.
Dzwonek na przerwę wybudził mnie z rozmyślań. Hope podbiegła do mnie od tyłu.
- Idziemy ? – rzuciła radośnie.
Hope była jedyna osobą, która po śmierci Matta zachowywała się w stosunku
do mnie normalnie. Ludzie raczej omijali mnie szerokim łukiem chyba z obawy,
że zaraz się przed nimi poryczę. Hope cały czas przy mnie była. Pozwalała mi
zapomnieć na chwilę o prawdziwym świecie. Właśnie za to ją kochałam. Choć
nie wiem, czy nie powinno być na odwrót. Nie raz wybijała mi z głowy różne
głupie pomysły i dzięki niej nie dołączyłam jeszcze do Matta. Czy to tak dobrze
? No właśnie nie wiem…
- Mhm – mruknęłam i ruszyłam w stronę wyjścia.
Siadłyśmy przy ścianie obok sali, w której miałyśmy mieć następną lekcję.
- Oj, no weź Jess. Nie bądź taka… no wiesz… - Zaczęła Hope widząc mój
przymulony wyraz twarzy. – Słuchaj, wymyśliłam coś co ci poprawi humor.
Mogłybyśmy jakoś uczcić śmierć Matta. No wiesz, zorganizować jakieś
spotkanie i…
- Hope – przerwałam jej sucho – naprawdę nie mam ochoty teraz o tym gadać.
- Sorry – powiedziała stłamszonym głosem.
Do końca przerwy siedziałyśmy w absolutnej ciszy. W głowie słyszałam tylko
dwa, nieustannie powtarzające się słowa: Matt i śmierć. Dlaczego on pojechał
nad to jezioro ? A może gdybym go wtedy powstrzymała… Wyrabianie u siebie
poczucia winy było najgorszą rzeczą, którą sobie robiłam. Ale tak naprawdę
czułam się winna temu, co go spotkało. Mogłam mu wybić ten pomysł z głowy.
Mogłam temu zapobiec.
Kolejne lekcje minęły mi dość szybko. Do domu wracałam w osamotnieniu, bo
Hope musiała podwieźć swojego brata na trening hokeja.
Weszłam do domu, rzuciłam torbę na podłogę i jak co dzień, zamknęłam się w
swoim pokoju. Czułam się zdruzgotana. Już tyle razy od śmierci Matta
zadawałam sobie pytanie: po co ja w ogóle żyję, skoro nie mam dla kogo ?
Przecież dobrze wiem, że czułabym się szczęśliwsza po drugiej stronie świata.
Ale co z mamą ? Przecież ona by tego nie zniosła. Po śmierci taty zostałam jej
już tylko ja. Tak, ja to mam szczęście do tych śmierci. Najpierw tata, teraz
Matt. Kto następny ? Nie chciałam przysparzać mamie cierpień. Kochałam ją.
Bardzo. Przypomniał mi się nasz pierwszy wyjazd nad jezioro. Mój i Matta. Nad
to jezioro, w którym dwa tygodnie temu znaleziono go martwego.
Był czerwiec. Końcówka roku szkolnego. Wszyscy tryskaliśmy energią i chęcią
do życia. Od razu po szkole zapakowaliśmy się w samochód Matta i
wyruszyliśmy. Nie byliśmy wtedy jeszcze parą, ale bardzo dobrymi
przyjaciółmi. Jednak chyba oboje chcieliśmy czegoś więcej.
Jezioro było oddalone od naszej szkoły o jakieś dwie godziny drogi, więc kiedy
dojechaliśmy zapadał już zmrok. Rozłożyliśmy na piasku koc i opadliśmy na
niego. Dookoła nas nie było nikogo. Żadnej żywej duszy. Matt wyznał mi
wtedy, co do mnie czuje, w tak cudowny sposób, że aż odjęło mi mowę.
Obdarował mnie chyba najzmysłowniejszym pocałunkiem, jaki tylko może
istnieć. Później już tylko leżeliśmy trzymając się za ręce i wpatrywaliśmy się
w pięknie rozgwieżdżone niebo.
Tak, wiem. Najpospolitsza wizja cudowniej randki. Jednak Matt sprawił, że była
ona najbardziej wyjątkową w całym moim życiu.
Myślałam tak i myślałam, aż w końcu moje powieki stały się ciężkie i zapadłam
w sen.
Przebudziłam się cała zlana potem, ciągle mając przed oczami oczy Matta. Te
jego nieziemsko czekoladowe oczy. Nie mogłam już tego znieść.
Nagle coś we mnie wstąpiło. Kierując się tylko i wyłącznie instynktem,
narzuciłam na siebie bluzę i wymknęłam się z domu. Pobiegłam przed siebie.
Rzęsisty deszcz zmoczył mi włosy, które teraz przylepiały mi się do twarzy.
Zignorowałam to.
Zatrzymałam się na odcinku drogi, przy którym nie znajdowały się żadne
drzewa. Tylko wielka, pusta przepaść. Opadłam na ziemię i skuliłam się
szczękając zębami z zimna. Patrzyłam w tą czarną otchłań tak długo, aż przed
moimi oczami nie pojawiły się kolorowe plamki.
Zrobię to – pomyślałam – w końcu będę z nim.
Wstałam i na chyboczących nogach podeszłam do skarpy. Ciągnęła się w dół
przez jakieś 20 metrów. Może 200. Kto wie.
Nagle przejechał za mną samochód. Chwilę potem zwolnił i zaczął się cofać w
moim kierunku. Zamarłam.
Świetnie – pomyślałam – znowu to samo. Ale tym razem będę szybsza.
Już przechylałam się w stronę przepaści, kiedy usłyszałam przeraźliwy pisk
Hope. Złapałam równowagę i opadłam na ziemię. Hope do mnie podbiegła i
odsunęła od skarpy. Wtuliłyśmy się w siebie najmocniej, jak potrafiłyśmy.
- Co ty tu robisz ? – Spytałam ze łzami w oczach.
- Co J A tu robię ?! – Krzyknęła Hope. – Dlaczego znowu chciałaś to zrobić ? –
zaszlochała – Jess, dlaczego ?
- Bo mam już tego dość. Mam dość życia. Chcę stąd uciec. Chcę być przy nim…
- odparłam nieco spokojniejszym głosem.
- Jess, proszę cię wracajmy do domu. Choć, zawiozę cię.
Nie wiem dlaczego, chyba dla świętego spokoju, podniosłam się i pozwoliłam
podtrzymać się Hope. Podprowadziła mnie do samochodu. Kiedy wsiadałam
ujrzałam jasne światło, które zbliżało się w moją stronę niezwykle szybko.
Nagle usłyszałam krzyk, nie wiem czy Hope, czy mój własny. A potem
widziałam już tylko jasność. Oślepiającą jasność. Jak białe płótno, na którym
można stworzyć czyjś portret. I faktycznie. Przede mną, jak malowana
pędzlem, zaczęła pojawiać się sylwetka Matta. Tak, tego Matta. Mojego Matta.
Na mój widok kąciki jego ust uniosły się w delikatnym uśmiechu. Poczułam jak
dreszcze przechodzą przez całe moje ciało.
- Matt, to… To ty… - Zaczęłam drżącym głosem.
- Cii – przyłożył palec do moich ust – nie mamy wiele czasu.
Nie dając mi dojść do słowa zaczął obsypywać moją twarz subtelnymi
pocałunkami. Czułam na szyi jego ciepły oddech. Jak bardzo mi tego brakowało
! Jak bardzo.
- Co to znaczy, że nie mamy wiele czasu ? – Spytałam opierając się opuszkami
palców o jego umięśniony tors.
- Musisz tam wracać, Jess. Jesteś tam potrzebna. – Odparł i założył mi kosmyk
niesfornych włosów za ucho.
- Co ?! Ale ja nie chcę nigdzie wracać. W końcu cię znalazłam, a ty mi mówisz, że znowu mam cię stracić ? Chcę tu zostać. Mieć cię przy sobie.
Przeczesałam dłonią jego zmierzwione włosy i wtuliłam się z niego. Nie
wiedzieć czemu, nie czułam bicia jego serca. A, no tak. Przecież on nie żył.
- Pamiętaj Jess, że zawsze cię kochałem i będę kochać. – Wyszeptał mi
łagodnie do ucha. – Ale wszystko jeszcze przed tobą. Nie możesz marnować
sobie życia tylko i wyłącznie z mojej winy. – Dodał, delikatnie unosząc mój
podbródek.
Na te słowa moje oczy wypełniły się łzami. Nasze usta się zetknęły. Współgrały
ze sobą jak dwie połówki jabłka. Ledwo przygryzłam dolną część jego wargi, a
poczułam, że jego dotyk słabnie. Spojrzałam na jego twarz. Wyglądała teraz
jak hologram.
- Matt? – Wydusiłam z siebie niepewnie.
- Żegnaj, Jess. – Usłyszałam jego głos jakby w oddali.
Poczułam jeszcze tylko na czole jego czuły pocałunek i znowu ujrzałam biel.
Rzuciłam się na kolana i zaczęłam wrzeszczeć:
- Matt ! Matt błagam, wracaj ! Matt ! Potrzebuję cię !
Zero reakcji. Skuliłam się i zaczęłam płakać. Łzy gładko ściekały mi po policzkach.
Nagle usłyszałam jakiś cichy głos przeplatany łkaniem:
- Mój Boże, czy ona z tego wyjdzie ? – Z całą pewnością należał on do mojej
mamy. – Proszę być szczerym panie doktorze. – Ciągnęła dalej, najwyraźniej
cała roztrzęsiona.
- Jej stan jest bardzo ciężki. Nie mamy pewności, czy jeszcze kiedyś się
przebudzi. – Odparł lekarz z nutą współczucia.
- Czy ona się poruszyła ?! – Krzyknęła mama. – Jess ! Jessie, słyszysz mnie ?!
Wszystko nagle nabrało kształtu. Ujrzałam rozhisteryzowaną twarz mojej
mamy, która cały czas mną potrząsała. Ujrzałam siedzącą obok mnie Hope,
która teraz wstała i ze łzami w oczach zaczęła mnie ściskać i szeptać coś do
mnie niewyraźnie. Wszyscy byli tacy uradowani i wzruszeni.
A ja znowu byłam w tym bezwartościowym, pustym świecie. Z dala od niego.

piątek, 21 grudnia 2012

Takie tam pierdoły xd

Tutaj będą umieszczane krótkie opowiadanka i imaginy zupełnie nie związane z głównym opowiadaniem o Gracji, CC i Rose. Mamy w zasadzie dużo takich rzeczy i pomyślałyśmy, że od czasu do czasu możemy wam wstawić coś zupełnie z innej beczki.
Enjoy ;)

M/C/L